Gdzie głogi kwitną zimą, czyli relacja z podróży do bram celtyckiego raju i poszukiwań zapachu głogu

Gdzie głogi kwitną zimą, czyli relacja z podróży do bram celtyckiego raju i poszukiwań zapachu głogu

Głóg kojarzy się z sercem… Ale to więcej niż nalewki. Skojarzenia te mogą być naprawdę romantyczne. W polskojęzycznej wersji legendy o Tristanie i Izoldzie na grobie kochanków wyrasta głóg. Tyle zapamiętałam z liceum. Lekko szokujące było więc odkrycie, że w innych wersjach językowych nie ma mowy o głogu. Może być za to jeżyna, wiciokrzew (uwielbiam ten jego jakby jaśminowy zapach!), a nawet leszczyna. Może być też i róża, która najbardziej romantycznie się nam kojarzy, a w języku polskim bywa z głogiem mylona lub nim nazywana. A może ten głóg ukrywa się gdzieś głębiej? Poszukajmy.

Głóg w kulturze brytyjskiej

Głóg to roślina bardzo charakterystyczna dla Wielkiej Brytanii (a właściwie Wysp Brytyjskich, bo dla Irlandii też). To częsty element śródpolnych żywopłotów, które przedzielają pastwiska i pola. Specjalnie kładzione żywopłoty mogą być bardzo stare. Są nawet teorie, że początki tej sztuki i takich założeń sięgają czasów prehistorycznych, a same żywopłoty udokumentowane są już w Domesday Book, XI-wiecznym rejestrze sporządzonym na polecenie Wilhelma Zdobywcy.

Głogi na Wyspach mają też spore znaczenie kulturowe. Celtowie i ich potomkowie często wiązali obecność głogu z fairies, a samo pochodzenie głogów było łączone z piorunami (w Polsce z kolei głogi miały chronić przed uderzeniami piorunów). Zresztą w innych krajach nie było wcale gorzej — głogi miały m.in. chronić przed czarami i wampirami. Chrześcijaństwo dołożyło kolejne warstwy kulturowe – w niektórych krajach wierzono wręcz, że korona cierniowa została zrobiona z głogu.

Głóg w legendach arturiańskich

Tristian i Izolda, i Graal

Legenda o Tristanie i Izoldzie zaliczana jest do cyklu arturiańskiego, który pasjonował mnie już w dzieciństwie, na długo przed tym, jak Wielka Brytania stała się moją drugą ojczyzną.

Jednym z głównych motywów arturiańskich jest poszukiwanie świętego Graala. I tutaj właśnie pojawia się głóg. Według legend Józef z Arymatei miał przybyć z Graalem na wyspy brytyjskie. Józef to tajemnicza, epizodyczna postać biblijna, którą otoczyły liczne legendy. Był poważanym i pobożnym człowiekiem, który, jak mówi Biblia, złożył ciało Jezusa do grobu. Według legend Józef z Arymatei miał zebrać krew z boku Chrystusa do kielicha zwanego później św. Graalem.

Z Józefem łączy się też jeszcze jedna ciekawa i aromatyczna tradycja popularna w kościołach wschodnich, ale znana także w krajach anglo- i niemieckojęzycznych. Związana jest ona z osobami, często po prostu niewiastami, niosącymi mirrę (myrrhbearers, Myrrhe-Träger), czyli udającymi się do grobu Chrystusa z wonnościami. Wśród tych osób wymieniana jest na przykład moja imienniczka, patronka i ulubiona postać biblijna, pracowita św. Marta z Betanii, a także nasz dzisiejszy bohater, Józef z Arymatei. Ale to opowieść na inny raz, najlepiej na Wielkanoc.

Józef z Arymatei

To właśnie Józef z Arymatei (a właściwie św. Józef z Arymatei) miał według legend zapoczątkować chrześcijaństwo na Wyspach Brytyjskich. Podobno u źródeł tych legend leży jeszcze inny mit, który głosi, że Józef tylko powrócił na Wyspy Brytyjskie, bo był tam już wcześniej, za życia Jezusa, a być może w takiej wyprawie towarzyszył mu sam Jezus…

W każdym razie legenda głosi, że Józef wędrujący po obecnym hrabstwie Somerset podczas odpoczynku wbił laskę w jedno ze wzgórz. W miejscu tym wyrósł głóg. Ale nie był to taki zwyczajny głóg, ale kwitnący dwa razy do roku, raz na wiosnę, w okolicy Wielkanocy, a raz… na Boże Narodzenie. Legenda ta pojawia się jednak dość późno, więc najprawdopodobniej to… tylko legenda, ale Głóg z Glastonbury (Glastonbury Thorn) istnieje. A w każdym razie jego potomkowie.

Motyw laski wbitej w miejsce, z którego wyrasta potem niezwykła roślina jest częsty już od czasów starożytnych. Ponadto niektórzy uważają, że laska Józefa pochodziła z tego samego głogu, z którego zrobiono koronę cierniową.

Kiedy zwiedzałam ruiny opactwa w Glastonbury, znalazłam informację, że głóg ten (Crataegus monogyna 'Biflora’) ma być odmianą występującą na Bliskim Wschodzie. Zatem jakieś ziarno prawdy być może w tej legendzie tkwi. A być może został on sprowadzony do Glastonbury później, może w czasach wypraw krzyżowych? Głóg ‘Biflora’ rośnie teraz w obrębie opactwa oraz pod kościołem św. Jana, chociaż do tego drugiego obiektu nie udało mi się wejść.

Poza tym głóg pojawia się w jeszcze jednej arturiańskiej historii. Podobno Merlin został uwięziony przez Panią Jeziora w głogowym drzewie, kiedy już naiwnie zdradził jej sekrety swoich magicznych umiejętności.

Giggs, W. (1890). Palamedes in the tournament of Soreloys and Lancelot and Tristan in the tournament at Louvezep published.

Głóg z Glastonbury i próby jego zniszczenia

Głóg rosnący przy katolickim opactwie Glastonbury zniszczonym podczas reformacji i kwitnący na Boże Narodzenie stał się z czasem cierniem w oku purytan (dosłownie) i symbolem zabobonów.

Co do samej reformacji i kasaty zakonów, to mam wrażenie, że nie uświadamiamy sobie po lekcjach historii, jak brutalną formę zerwanie z kościołem katolickim miało w Wielkiej Brytanii. Dla przykładu ostatni opat z Glastonbury został okrzyknięty zdrajcą stanu i zginął przez wykonanie standardowej dla zdrajców stanu kary przez powieszenie, otwarcie wnętrzności i poćwiartowanie (ang. hanged, drawn and quartered) w 1539 r. Pewnie nie powstydziliby się tego nawet Rzymianie mordujący pierwszych chrześcijan. Richard Whiting, ostatni opat Glastonbury, jest dzisiaj uważany za męczennika i został beatyfikowany pod koniec XIX w.

Do pierwszej dewastacji głogu doszło prawdopodobnie w połowie XVII w. i od tego czasu po dziś dzień te akty wandalizmu zdarzają się na kolejnych głogach, chociaż nie do końca wiadomo co jest motywem. Zresztą w legendzie o Tristanie i Izoldzie początkowo krzewy czy drzewa wyrastające z grobu także próbowano zniszczyć… O głogu z Glastonbury krążą też opowieści, że dosłownie mógł stać się cierniem w oku tych, którzy go niszczyli.

Głóg z Glastonbury był za czasów republiki i Cromwella wiązany z rojalistami. W epoce oświecenia opowieści o Józefie z Arymatei i Głogu z Glastonbury też nie były dobrze widziane jako związane z religią i zabobonami. Klimat zmienił się na przychylniejszy dopiero za czasów królowej Wiktorii.

Głogowe tradycje bożonarodzeniowe w Wielkiej Brytanii

Od 1929 r. ma miejsce Holy Thorn Ceremony, czyli tradycja uroczystego ścinania gałązek głogu i wysyłania ich jako świąteczny upominek dla monarchy. Pierwszą gałązkę otrzymała królowa Maria, jednak być może już wcześniej zdarzały się takie podarunki. Są też teorie, że zwyczaje związane z głogiem są jeszcze starsze niż chrześcijaństwo.

Gałązki mają dekorować stół monarchy do śniadania w pierwszy dzień świąt. To jedna z bardzo licznych roślinnych tradycji związanych z brytyjskim dworem królewskim. Inne ważne rośliny to np. maki (Remembrance Day) czy żywica kadzidlana związana ze świętem Objawienia Pańskiego, nazywanego w Polsce świętem Trzech Króli. Ciekawe, czy i jak te tradycje będą kultywowane za panowania Karola III.

Inne magiczne miejsca w Glastonbury i okolicy

Głóg przetrwał, a jego kultywacja to też cała saga. Fascynujący stwór, prawda? Zresztą okolica również, podobno spoczywa w niej nie tylko król Artur, ale także święty Graal, a według jeszcze wcześniejszych podań znajduje się tam wejście do celtyckiego raju, Avalonu.

Glastonbury zdecydowanie warto odwiedzić. Miasto ma dość ezoteryczną aurę. Poza opactwem, głogiem i grobem króla Artura, warto zobaczyć wzgórze Glastonbury Tor (to na nim stracono ostatniego opata) i spojrzeć na panoramę typowego, wiejskiego angielskiego krajobrazu, który skrywa ślady cywilizacji kształtujących go już od tysięcy lat.

Potem można przejść do dębów Goga i Magoga (Oaks of Avalon). Dęby te, noszące apokaliptyczne, biblijne nazwy, faktycznie mogą pamiętać jeszcze Józefa z Arymatei, jeśli kiedykolwiek przemierzał te tereny. Jeden z nich jeszcze żyje, a na początku ubiegłego wieku stanowiły one część starożytnej alei dębowej, niestety wyrżniętej na drewno.

Wszystkim fanom New Age polecam też wizytę w ogrodzie otaczającym źródełko Chalice Well (zwiedzając, należy mieć nawet wyłączony telefon; wyciszenie podobno nie wystarcza). Źródełko ma rdzawy kolor, bo wypływająca z niego woda bogata jest w związki żelaza. Ogród jest bardzo ładny, a źródełko służyło ludziom od co najmniej 2 tys. lat i też spowija je mityczna aura. W mitologii celtyckiej źródła to często miejsca łączące świat ziemski ze światem magii czy podziemi. Niektórzy uważają, że to właśnie źródło skrywa św. Graala.

Niedaleko od Glastonbury można też przejść się najstarszą drogą świata, czyli prehistorycznym Sweet Track. Datowana jest na 6 tys. lat. Obecnie znajduje się w malowniczym rezerwacie przyrody Shapwick Heath, w którym można spotkać się oko w oko z dzikimi wydrami.

Crataegus, czyli głóg. Domena publiczna

Głóg w aromaterapii

Głóg ma dobrze ugruntowaną pozycję w fitoterapii, natomiast nie w aromaterapii. Chociaż głóg ma aromatyczne kwiaty, nie wytwarza się z niego komercyjnie olejku czy absolutu. Olejek eteryczny to sfera badań naukowych.

Głóg nie ma więc stricte zastosowania w aromaterapii, która w klasycznym wydaniu polega głównie na używaniu olejków eterycznych. Wyciąg olejowy jako olej bazowy do rozcieńczania innych olejków czy masażu też nie jest używany. Natomiast w perfumiarstwie naturalnym można spotkać się z nutami głogu.

Poszukiwania zapachu głogu trwają od dawna. F. von Scheidl. (1770). Crataegus sp.

Zapach głogu — terenowe ćwiczenie olfaktoryczne

Jeśli poszukujesz zapachu głogu do perfum naturalnych, to znajdziesz go w… fenkule albo anyżu. Można wyizolować go z olejku fenkułowego — ma wtedy status naturalnego. Generalnie chodzi o dużą zawartość anetolu, z którego można otrzymać aldehyd w wyniku oksydacji. Aldehyd anyżowy ma bardzo słodki i kwiatowy zapach. Dla wielu osób może być przyjemny sam w sobie (chyba nawet bardziej niż np. olejek anyżowy czy fenkułowy, które tej kwiatowości nie mają). Jeśli nie lubisz zapachów słodkich i kwiatowych — stosuj w niewielkiej ilości w kompozycji.

A jak wypada aldehyd anyżowy w porównaniu z kwiatami głogu? Czy to wierny odpowiednik? Czy próbowaliście kiedyś porównać olejek, absolut czy inny aromatyczny produkt z pierwowzorem? Na przykład olejek różany albo lawendowy z rośliną-matką? Jeśli nie, to polecam takie badania terenowe. Trzeba zabrać buteleczkę z surowcem i blotter (papierek testowy) oraz notes i długopis. Można też testować zapach na własnej skórze, zwłaszcza po odpowiednim rozcieńczeniu.

Powąchaj roślinę, pomyśl chwilę, ponazywaj wrażenia. Najlepiej zaraz zanotuj. Potem kropelka z buteleczki na blotter, kropelka na skórę, chwilę odczekaj i powąchaj. Opisz wrażenia.

Moje były takie: Zapach kwitnącego głogu jest słodki, ale też dość suchy, jakby nieco pudrowy? W porównaniu z aldehydem (testowałam 10% w etanolu) dużo słabszy, mniej słodki. Wymaga większej uważności, bliskiego kontaktu. Jest chyba łatwiejszy w odbiorze przez tę delikatność, bo nie przytłacza intensywnością i silną projekcją.

Co o tym myślisz? Masz ochotę na taki eksperyment?

Uwaga

Powyższy tekst został pierwotnie opublikowany w Pharmacopola numer 6/2022

Bibliografia

Leave a Reply

Your email address will not be published.