Kraków: atrakcje nie tylko dla farmaków

Kraków: atrakcje nie tylko dla farmaków

Po studiach w Krakowie pojechałam w świat, ale co jakiś czas wracam. Po drodze, przy okazji, przypominam sobie klasykę i odkrywam nowe. Aktualnie turystycznie najbardziej interesują mnie tereny zielone, ogrody botaniczne i zoologiczne oraz miejsca związane z historią nauki, medycyny, kosmetyki, destylacji i zapachem. W Krakowie znajdziemy ich sporo, szczególnie na Alma Mater Jagellonica.

Co więc warto (a czego nie warto) zobaczyć w Krakowie, jeśli interesuje Cię historia naturalna, historia nauki i substancje aromatyczne? Oto przegląd moich propozycji.

Ogród botaniczny Uniwersytetu Jagiellońskiego

Ogród Botaniczny w Krakowie został założony w 1783 r. i jest najstarszy w Polsce. Dla porównania słynny londyński Kew Gardens powstał w 1759 r., a najstarszy w Wielkiej Brytanii ogród Uniwersytetu Oksfordzkiego w 1621 r.

Współczesne ogrody botaniczne wywodzą się z physic gardens, czyli ogrodów roślin leczniczych, które powstawały już w średniowieczu, często przy klasztorach, a potem także przy uniwersytetach. Trzeba przyznać, że jeśli chodzi o rośliny lecznicze, w tym aromatyczne, to kolekcja ogrodu w Krakowie jest bogata. Od kiedy szklarnie wróciły do oferty po remoncie, to można tam iść właściwie o każdej porze roku, ale przełom maja i czerwca wydaje mi się szczególnie atrakcyjny ze względu na kwitnienie aromatycznych roślin jak lilaki czy róże.

Aktualnie tuż przy wejściu można znaleźć różne aromatyczne skarby jak eukaliptus, drzewo herbaciane, kuflik, kunzea, cynamonowiec tamala, a nawet tzw. drzewo bólu głowy. Bardzo ciekawa jest też kolekcja iglaków z cyprysikami, cedrem i daglezją na czele.

Same szklarnie są ozdobą ogrodu. A na przełomie maja i czerwca przed szklarniami możemy spotkać cytrusy w donicach, kwitnące i owocujące, co sprawia, że w ciepły, słoneczny dzień możemy poczuć się jak na egzotycznych wakacjach. Intensywnie zielone liście bananowców na tle jasnoniebieskiego szkła też robią wrażenie.

W samych szklarniach czekają na nas nie tylko pogłębiające wakacyjne wrażenie i relaks palmy, ale także storczyki, w tym cenna wanilia. Poza tym spotkamy w nich kardamon, kurkumę czy pieprz czarny. A to wszystko w cenie kawy na mieście, czyli 15 zł. Warto zaplanować sobie chociaż 2–3 godziny na spacer po ogrodzie. Położenie blisko dworca głównego jest fajne z punktu widzenia logistycznego, ale bliskość centrum oznacza ciągły hałas, co jest chyba jedynym minusem tego miejsca.

A co sądzi o ogrodzie prof. Łukasz Łuczaj?

Muzeum Farmacji UJ

Położone niedaleko ogrodu botanicznego, przy ul. Floriańskiej 25. Początki muzeum sięgają zaledwie 1946 r. W przypadku muzeów farmacji mam mniejsze porównanie (głównie Polska) niż w przypadku częstszych ogrodów botanicznych, ale jak na razie uważam je za najlepsze, jakie widziałam. Mimo fenomenalnych zbiorów, doskonałej lokalizacji i biletu również w cenie kawy, w muzeum było pusto — byłam jedyną zwiedzającą. Wiele osób, nawet bardzo zainteresowanych historią nauk o zdrowiu, destylacją czy surowcami aromatycznymi nawet nie wie o jego istnieniu… I tu zaczyna się problem ze słabym marketingiem, popularyzacją i komercjalizacją nauki. Tu jeszcze nie aż tak ekstremalny jak w innych placówkach, o których za moment.

Muzeum farmacji to kilka kondygnacji w starej kamienicy. Zwiedzanie zaczyna się od piwnic a kończy na strychu wypełnionym suszonymi ziołami i ich zapachem. I chyba te dwie najbardziej skrajne kondygnacje najbardziej mnie zauroczyły. W piwnicy znajdziemy pracownię alchemika, szklane i metalowe destylatory, beczki z winami medycznymi, teriaki, trucizny… A raczej pozostałe po nich opakowania…

Szczególnie ciekawe były dla mnie butelki na surowce aromatyczne, roślinne jak szałwia, mięta, kamfora, zapaliczka cuchnąca, ale także zwierzęce jak ambra, piżmo i przetwory z jednorożca, a nawet ludzkie. Niezapomniane będzie na pewno spotkanie z mumią, o której zastosowaniu w medycynie pisałam wraz z Aleksandrem Smakoszem w artykule Mumia w medycynie — teoria oraz praktyka w monografii Człowiek jako lek i obiekt badań.

Muzeum Katedry i Zakładu Anatomii UJ CM

O tym muzeum za czasów studenckich w ogóle nie wiedziałam (interesowały mnie inne tematy niż zdrowie). I szczerze powiedziawszy, dopiero niedawno się o nim dowiedziałam, chyba z jakiegoś konta na Instagramie… O ironio, bo w tym muzeum nie można robić zdjęć. To jeden z wielu jego problemów zresztą.

Gorzej wypada tylko Muzeum Wydziału Lekarskiego UJ, o którego istnieniu dowiedziałam się z Google Maps, będąc już w pobliżu Muzeum Anatomii (do którego trzeba się umówić najpierw mailowo na wizytę). Bo oba obiekty niemal ze sobą sąsiadują. Na stronie MWL UJ było zero informacji o zwiedzaniu, a budynek zamknięty dla zwiedzających… A jest to najstarsze w Polsce muzeum poświęcone naukom medycznym!

Wracając do muzeum anatomii. Wchodzę do dużego, białego budynku przy ul. Kopernika 12. Nieszczególnie widzę napisy wskazujące drogę do muzeum. Na parterze stoją trzy panie przy szatni. Pytam, którędy do muzeum i próbuję dowiedzieć się, gdzie jest to MWL, bo może jednak coś jest czynne, tylko trafiłam do złego budynku… Pokazuję na Mapach Google, panie patrzą na mnie jak na osobę z innej planety. Atmosfera robi się nerwowa. Czuję się prawie jak na studiach, kiedy wejście do biblioteki instytutu czy zajęcia z byle czego musiały wzbudzać w biednych żakach stres.

Początek problemów

OK, sympatyczny siwy pan w kitlu pokazuje mi drogę do kasy-sekretariatu, która nie ma wydać reszty, jak nie płacisz kartą. Zagaduję, płacąc już telefonem, że muzeum ma być zamknięte. Na stronie stoi jak wół napisane na czerwono: “WAŻNE!!! Od 19.06.2023 roku do odwołania Muzeum Katedry Anatomii będzie nieczynne”. Pytam, czy to jakiś remont. Nie, przerwa wakacyjna. Podejrzewam, że przewróciłam oczami.

Marta nie lubi tego rodzaju deklaracji

Już pomijam sposób podania tej informacji na stronie (niekonkretny, wprowadzający w błąd), ale serio? Przerwa na wakacje w muzeum uniwersyteckim? A, no, tak, bo w Polsce to się nazywa jeszcze wakacjami… Przypomniało mi się, jak pojechałam na studiach na stypendium do Berlina i tam szybko pouczono co poniektórych studentów zagranicznych, że na uczelni nie ma czegoś takiego jak wakacje, jest tylko “vorlesungsfreie Zeit”, czyli dosłownie czas bez wykładów, ale nadal pozostający czasem pracy naukowej. Nie wyobrażam sobie też, żeby ktoś zamknął przed tłumami turystów z całego świata muzea w Oksfordzie, bo są wakacje!

Zaczynam zwiedzanie. Jeśli chcesz wiedzieć, jak muzeum wygląda, bez robienia sobie wycieczki, po prostu wygoogluj zdjęcia. Są dostępne na różnych stronach. Szklane gabloty wypełnione eksponatami. Na stronie muzeum można zrobić nawet wirtualny spacer. Wygląda to ładnie, chociaż oświetlenie gablot budzi we mnie skojarzenia ze światełkami choinkowymi, co w ogóle nie pasuje do tematyki.

Polskie problemy z komercjalizacją nauki

Niestety w przypadku zwiedzania indywidualnego jest to tylko oglądanie gablotek. Eksponaty są podpisane nazwą polską i angielską i to właściwie tyle. Zero informacji o historii tego miejsca, zero informacji o pochodzeniu eksponatów — po co tam są, kto je tam umieścił, jak stare są… Wyczytałam chyba ze trzy nazwiska pracowników wydziału, m.in. prof. Ludwika Teichmanna. Na stronie 400-letniej katedry jest tylko zdawkowa informacja, że pierwsze eksponaty pojawiły się w 1803 r… Naprawdę tak niskiej gęstości informacji chyba jeszcze nie uświadczyłam w żadnym muzeum. Nie ma mowy też o żadnych elementach interaktywnych.

Same eksponaty są ciekawe. Na przykład mumie, egipskie i naturalna (gablota 37), ludzkie i zwierzęce. O tym też nie wiedziałam przed zwiedzaniem. Nie ma informacji na stronie. Są też szkielety zwierzęce. Zwierzęta polskie i egzotyczne. Żółw, filigranowy nietoperz, tapir, leniwiec, kot, dzik. Przepiękne, kolorowe naczynia krwionośne wyglądające jak fragmenty rafy koralowej. Są białe czaszki i kości. Są też eksponaty trudniejsze w odbiorze. Na przykład twarz z doskonale widocznymi włoskami brwi, rzęsami, a nawet… włosami w nosie. Duże, brązowe fragmenty szkieletów pokryte sieciami czarno-czerwonych naczyń krwionośnych już przypominają postaci z horrorów. Najbardziej kontrowersyjne te z genitaliami.

Bilet do muzeum kosztuje 14 zł. Poza grupą studentów zwiedzających w ramach zajęć, byłam tam sama. A gdyby by tak zrobić normalne muzeum, dla przeciętnego turysty a nie specjalisty od anatomii? Czynne cały rok, przynajmniej częściowo udostępnione dla fotografów-amatorów wypełniających potem media społecznościowe darmową reklamą.

Przecież bilet mógłby kosztować nie tyle co kawa na mieście, a co powiedzmy obiad. Za 40 zł można by przyjść w dowolny dzień roku, od rana do wieczora, zwiedzić z przewodnikiem, poklikać sobie w interaktywne informacje, obejrzeć jakiś film, zrobić zakupy w muzealnym sklepie i wypić kawę udekorowaną czaszką w muzealnej kawiarni…

Współczesne muzealnictwo

Dzisiaj wizyta w muzeum to całe experience, a nie gablotka i podpis (nienawidziłam tego typu muzeów, do których trzeba było kiedyś chodzić, ziejących nudą i kurzem). W muzeach w UK wielką atrakcją jest np. spanie w muzeum. Wśród eksponatów, na podłodze, we własnym śpiworze i za grubą kasę. Halloweenowa noc w muzeum anatomii, pakiet VIP za 1000 zł... Jakoś w innych krajach nie jest to uważane za profanację świątyni nauki.

Jestem pewna, że jest milion powodów, dla których w tym muzeum tak nie ma. Że muzeum UJ jest tak prestiżowe, że nie musi się niczym przejmować, w tym pustką ziejącą we wnętrzu, ani reklamować. Że eksponaty takie niezwykłe.

I właśnie dzięki takiemu podejściu wbrew duchowi czasu, muzeum i cała uczelnia to niestety (przykro mi to pisać jako absolwentce), światowy i europejski zaścianek. Tak w kategorii nauka, jak i w kategorii popularyzacja i komercjalizacja nauki.

Wychodzę. Panie z szatni nawet nie odburknęły na do widzenia. Jedna zajęta ględzeniem przez telefon. Coś nie przypuszczam, że w innym języku by im lepiej poszło w komunikacji z turystami.

W bonusie po drugiej stronie ulicy stoi latarnia umarłych.

Latarnia umarłych Kraków
Latarnia umarłych. Zdjęcie zrobione przez istotę żywą

Apteka pod Orłem

To placówka o nieco odmiennym charakterze. Znajduje się w dzielnicy Podgórze (można się spokojnie przejść pieszo z Rynku), plac Bohaterów Getta 18, i stanowi część Muzeum Krakowa. Tutaj nie chodzi o historię farmacji, ale o II wojnę światową. Była to apteka działająca w krakowskim getcie, prowadzona przez Tadeusza Pankiewicza. Apteka odegrała dużą rolę nie tylko jako punkt opieki medycznej, ale także miejsce spotkań elit, wymiany informacji. Więcej na ten temat…

Muzeum jest niewielkie i łączy stare z nowym. Są filmy, informacje interaktywne (okna jako wyświetlacze — super pomysł), są i stare apteczne butelki, meble, telefon, zegar… Bilet w cenie dobrej kawy w centrum — 18 zł. W środy zwiedzanie bezpłatne (skorzystałam).

Na temat pracy w getcie krakowskim mgra Pankiewicza — kierownika apteki “Pod Orłem” — przeczytacie w tym artykule: Tadeusz Pankiewicz: polski aptekarz w getcie krakowskim (u. 1908)

Muzeum Fabryka Wódki

To turystyczna nowość, otwarta jesienią 2022. Polecił mi kolega Alchemik z Pracowni Alchemika. Tu już trzeba z centrum miasta czymś dojechać. Muzeum położone jest przy ul. Fabrycznej 13. Fabryczna kojarzy mi się od razu z Łodzią. I faktycznie, w odróżnieniu do starych, nobliwych kamienic będących jednym wielkim, wiekowym pomnikiem i dziełem sztuki, tutaj panuje klimat industrialny. Nieotynkowana cegła, metal i szkło. Jeszcze jak spod igły w fabryce. No, właśnie, jakiej fabryce?

Kompleks fabryczny wytwórni wódek na Dąbiu w Krakowie — znany przez część swego prawie stuletniego istnienia jako Polmos… Kto pamięta te charakterystyczne etykiety? 😉 Dziś firma prawie nie produkuje (1% rynku w Polsce). Ma też siedzibę w Łańcucie i ma być tam także otwarte muzeum.

Samo muzeum można zwiedzać z przewodnikiem lub bez, z degustacją lub bez. Bilety od 45 zł (w ogóle ceny w kompleksie wyższe niż w okolicy Rynku). Muzeum traktuje o historii alkoholu, historii alkoholu w Polsce i historii krakowskiej fabryki. Jest interaktywne, zawiera ciekawe eksponaty i rekonstrukcje. Mnie najbardziej podobały się destylatory, butelki i szkło laboratoryjne. Są filmy, animacje. Po zwiedzaniu można spróbować współczesnych wyrobów w sąsiadującym i współpracującym z muzeum barem Utopia.

Tawerna Wilczy Dół

Ul. Szpitalna 22, w samym sercu Krakowa. W słynnych krakowskich piwnicach. Warto zajrzeć, choćby po to, aby poczuć się znów jak na studiach i przypomnieć sobie studenckie standardy…. Miejsce jest inspirowane Wiedźminem. Tematyczna muzyka, wystrój. Menu wyglądające jakby goście brali je do ręki co najmniej od czasów Jagiełły a może nawet i Łokietka. Na plus — można zjeść do syta i w dobrej cenie. Wiedźmin byłby zadowolony. Nie pogardziłby też piwem do wieczerzy, a może i nawet strzelaniem z łuku i rzucaniem toporem. Magiczne koktajle z suchym lodem też fajna sprawa, tylko oznakowanie buteleczek odbiegające od niezwykle ważnej instrukcji było lekko niepokojące 😉

Ukryte atrakcje Krakowa

Już po powrocie z Wikipedii dowiedziałam się, że na tym nie koniec tematycznych atrakcji. Ukrytych. Jest jeszcze Muzeum Anatomopatologiczne Collegium Medicum UJ przy ul. Grzegórzeckiej 16, przy Katedrze Patomorfologii Collegium Medicum UJ. I najlepsze: “Muzeum jest jednym z największych tego typu zbiorów w Europie. Działa od roku 1831”. Tylko praktycznie nikt o nim nie wie.

Poza tym jest jeszcze Salonik Historii Pielęgniarstwa Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego, przy ul. Kopernika 25. Kopernika, ale jak to? Byłam przecież na Kopernika 12… Oczywiście zero ulotki, informacji o siostrzanej placówce. O ile ten przybytek jest w ogóle znany w muzeum anatomii…

Autorka

mgr Marta K. Grochowalska — humanistka, absolwentka filologii germańskiej UJ ze specjalizacją nauczycielską, studentka Uniwersytetu Humboldtów w Berlinie. Od lat zgłębia wszelkie tematy związane ze zdrowiem. Ukończyła m.in. kurs aromaterapii klinicznej w Penny Price Academy of Aromatherapy, kurs zielarz-fitoterapeuta, kursy w Tisserand Institute. Publikuje artykuły branżowe, popularnonaukowe i naukowe na temat aromaterapii i naturalnego perfumiarstwa. Od 2019 r. związana z marką Herbiness. Od roku akademickiego 2022/23 wykładowca na pierwszych w Polsce studiach podyplomowych z aromaterapii w Akademii Górnośląskiej w Katowicach, dawniej GWSH (Górnośląska Wyższa Szkoła Handlowa im. Wojciecha Korfantego). Główne obszary zainteresowań: historia aromaterapii i destylacji, kulturowe znaczenie roślin i substancji aromatycznych, bezpieczeństwo stosowania olejków eterycznych, badania naukowe nad aromaterapią.

Leave a Reply

Your email address will not be published.